Kampania Wąsopad ma na celu wysłanie Panów do lekarza - na badania profilaktyczne związane z rakiem jąder i rakiem prostaty. Wielu młodych mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że w przypadku raka jąder największe ryzyko zachorowania przypada na czas między 14 a 34 rokiem życia - a więc z tego, że sami mogą być w grupie ryzyka. Profilaktyka w Polsce jest dostępna, a mimo to mężczyźni nie korzystają z niej. Dlaczego? Pytamy prof. dr hab. Violettę Szczypulec - Plintę ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Wiedzę już więc mamy, ale mimo wszystko nie chcemy z niej
korzystać. Dlaczego część mężczyzn odwraca wzrok od kampanii, nie czyta
artykułów czy przełącza kanał w TV kiedy leci spot albo dyskusja?
Mężczyźni jak dzieci – boją się. Jak zobaczą, że się jądro
powiększyło, to myślą, że tak ma być. Jeżeli już komuś mają powiedzieć, to
żonie. A żona, mądra, pójdzie do lekarza rodzinnego lub do ginekologa i zapyta
się, co zrobić. A jak żona nie chodzi do ginekologa, to do kogo pójdzie
powiedzieć, że się jądro mężowi powiększyło? I co należy z tym zrobić? I gdzie
ten mąż ma pójść?
Teraz nam wychodzi, że ginekolog też powinien być
przygotowany na rozmawianie o męskich problemach.
Oczywiście! Już nie raz miałam w gabinecie pacjentkę, którą
odsyłałam, aby zabrała męża do urologa, po zebraniu wywiadu. Myślę, że to
wszystko musi być interdyscyplinarne.
Faktycznie jest też tak, że kobiety częściej słuchają
lekarzy?
Tak. To też jest fajne, żeby ta kampania się zwróciła w
stronę kobiet. Zaprowadź swojego męża, idźcie razem na badania. To jest fajny
moduł łączący wszystkie kampanie. Przecież dotyczy to coraz młodszych ludzi.
Co powinno więc nam dać do myślenia? Przy jakich objawach
należy się wybrać do lekarza? Albo chociaż poprosić partnerkę, żeby wspomniała
przy okazji swojej wizyty.
Zaburzenia erekcji, które mogą być związane z prostatą czy
jądrami, ale nie muszą. Związane są również z psychiką, sięgają aż do zaburzeń
psychiatrycznych, łączą się z depresjami dnia codziennego, z tym biegiem,
pędem, tą potrzebą sukcesu, która gubi gdzieś zapotrzebowanie na ciepło i
bliskość ciała. W pewnym momencie to życie erotyczne także przeradza się w
rzecz bardziej mechaniczną, bo gdzieś gubi się to uczucie. Ze strony kobiet
mamy przecież to samo. Przecież bieg, praca, tempo, nie ma potrzeby dotyku –
zgubiła się gdzieś.
Nie byłoby cyberprzestrzeni, gdyby nie była potrzebna. Po co
rozbudowywać tę sieć seksualną? Gdyby nie było zapotrzebowania, to by jej nie
było. A tak, mamy szybki proces rozładowywania emocji. Może też zabrakło gdzieś
tej rozmowy, czasu na grę wstępną, na to, żeby się przytulić, potrzymać za
rękę, pogadać. Powinien być też czas na porozmawianie o zdrowiu, o tym, co cię
boli, ile razy się pytamy naszego partnera, czy coś mu dolega? Nie. Pilot,
gazeta, mecz. Albo gary, sprzątanie i prasowanie. Wczoraj ze wszystkimi
pacjentkami ubolewałyśmy nad tym, że mamy kosze rzeczy do wyprasowania, ale
taki jest świat.
To jest też bardzo fajny wątek, bo ta wzajemna czułość i
troska też może prowadzić do tego, że ludzie będą nawzajem kontrolować swój
stan zdrowia.
Tylko w ten sposób.
Współpracujemy z kilkoma blogerami, bo oni są opiniotwórczy,
chętniej nawet czytani niż dziennikarze. Jeden z nich ma blog Facetem Jestem i
o Siebie Dbam. Pojawił się u niego film edukacyjny z Wielkiej Brytanii, który
zaczyna się czarną planszą z białymi literami. Spot zawiera nagość w celach
edukacyjnych. Pani doktor stoi przy młodym mężczyźnie i pokazuje, jak badać
jądra. Czemu nie ma takich polskich spotów?
My też mamy męski fantom, bo uczymy studentów. Każda akcja
jest dobra. Obserwowałam mojego męża z boku, kiedy leciały spoty dotyczące
akcji badania prostaty. Dydaktycznie od razu mu mówię, że idziemy na badania.
Natomiast muszę powiedzieć, że ta akcja zaczęła wzbudzać zainteresowanie i
poruszyła pewne środowiska. Myślę, że to przypomni wielu osobom, że trzeba się
udać na badania.
A czy skusi to kogoś, poza naszą Fundacją oczywiście, by
zrobić na przyszły rok taki spot? Co jeszcze moglibyśmy zrobić?
Myślę, że fajnie byłoby, gdyby do gabinetów ginekologicznych
wpuścić ulotki, albo żeby ginekolodzy na swoich stronach internetowych
zawiesili informację „nie zapomnij, o swoim mężu”. Albo „weź swojego męża za
rękę i zaprowadź go do lekarza”. Jak dziecko, praktycznie. Myślę, że to jest
fajny moment. My kobiety zapominamy, że mężczyźni też mogą nam zachorować
nagle, bo mamy wszystko do zrobienia. Taka pełna informacja jest potrzebna.
A mężczyzna sam do lekarza nie pójdzie?
Mężczyzna się boi, nawet, jak ma sobie krew iść pobrać. A co
dopiero, jak lekarz delikatnie palcem, w
rękawiczce gumowej włoży palec do odbytu i zbada prostatę. To tak strasznie
brzmi, a jest takie proste do wykonania i naprawdę niebolesne.
Tylko o tym trzeba wiedzieć, a żeby ktoś to wiedział, trzeba
go wyedukować. A żeby edukacja miała miejsce, musi mieć otwarte drzwi. A na
razie mamy wybory.
Z czego to wynika, że mężczyźni tak strasznie się wstydzą
chodzenia do lekarza?
Z edukacji!
Miałem taki przypadek w rodzinie, gdzie krewny poszedł do
lekarze dopiero, kiedy jądro przestało mu się mieścić w spodniach.
Kobiety nie obserwują swoich mężczyzn. Znowu wracamy do
seksualności – rozumiem, że krzywa seksualności, przyzwyczajenie łączy się z
podnieceniem, w pewnym momencie podniecenia jest mniej, przyzwyczajenia więcej
i tak dalej. Ale jednak kobieta, jeżeli tego swojego partnera ukochanego ma i
jeżeli są obydwoje zdrowi i prowadzą życie seksualne przez wiele, wiele lat, to
ona sama jest w stanie wyczuć, czy coś się dzieje nieprawidłowego, czy nie.
Ja tego też nie rozumiem, bo uważam, że to jest ogromna rola
edukacyjna kobiety, ale przede wszystkim rola taka również zdrowotna, prawda?
Przecież to my widzimy, że na ciele naszego partnera coś się pojawia, on sam
nie zauważy, bo nie chce tego zauważyć. To my znajdujemy jakieś znamiona, już
nie mówię o innych rzeczach. Wyczuwamy to dotykiem ręki, ale jak się nie dotyka
partnera, to skąd mamy wiedzieć, że jądro jest tak olbrzymie, że nie mieści się
w slipach?
A facet do końca będzie odgrywał twardziela?
Mężczyzna się boi, bo mężczyzna ma taką filozofię myślenia,
że trzeba być twardym się i się nie bać, a jak się okaże, że nie jestem już
facetem, bo trzeba go zoperować, nie będzie miał takiej potencji, albo nie wie
w ogóle, co się stanie, to ta wizja nie bycia macho jest kodowana od
dzieciństwa jako porażka. Przecież to jest niesamowite, wszystko to jest
edukacja. My kodujemy chłopców na macho przez całe życie. Jesteś chłopcem,
musisz być dzielny, waleczny, nie możesz pokazywać choroby. Jak ci wbiją w
paznokieć gwóźdź, to masz się uśmiechać, bo jesteś facet. Masz samochodziki i
walczysz. A to nie jest prawda. Tego brakuje, takiej edukacji.
Czyli wychodzimy z edukacją do kobiet i najmłodszych. Tych
dorosłych, na których jeszcze możemy wpłynąć, weźmiemy ze sobą i każemy im
synów uczyć od małego.
Chodzi o to, że jeżeli dzisiaj to nowe pokolenie, które
zobaczy, że jest taka akcja, zapyta się swojego taty o taką akcję, to musi mu
ojciec wytłumaczyć, a nie robić miny i opowiadać o kwiatkach. Wyobraźmy sobie taką
akcję w szkole, „zapytaj się, czy tata sobie zrobił badanie na prostatę”, to od
razu nauczy się, co to jest prostata, bo to jest ważny narząd, wydziela
hormony, łączy się z nasieniem, ze wszystkim, przy okazji będzie wiedział, że
sam ma prostatę. Zróbmy z tego taką męską rzecz. Syn pyta się taty. A przy
okazji rodzinnie, tak jak ja uczę moje pacjentki, bo to się łączy, w jedną
klamrę „rodzina”.
Czy dorośli edukują swoje dzieci?
Jak moje pacjentki przyprowadzają mi swoje córki z różnymi
problemami, to ja już jestem bardzo zadowolona. Ja miałam ojca ginekologa,
którego pacjentki przychodziły do mnie i ja już „rodzę” ich wnuczki. One są już
nauczone, że musi być ta edukacja i trzeba się leczyć. Natomiast dołączmy do
tego męski element. To co powiedziałam – trochę wciągnąć nas, ginekologów,
edukatorów, trochę wciągnąć w to młodzież, żeby zrozumiała, że ta edukacja jest
podstawą. Nie tylko środki na leczenie, ale właśnie edukacja jest istotna. Ale
musimy też walczyć z zakłamaniem. Mężczyźni mają jądra. Od tego trzeba zacząć.
Bo tak, jakbyśmy zapytali na ulicy, to 1/3 społeczeństwa w ogóle nie wie, z
czego zbudowany jest narząd męski płciowy. Zapewniam pana, że połowa ludzi
będzie uciekać, a druga połowa będzie kręcić głową.
Ty też możesz wesprzeć naszą akcję - porozmawiaj z kolegami, z tatą, bratem i kuzynami - przebadajcie się Panowie i pozwólcie lekarzom utwierdzić Was w przekonaniu, że nic Wam nie jest. Edukujcie też najmłodszych facetów - dziewczynki od małego wiedzą, że muszą się regularnie badać. Skoro nazywamy nasze narządy "klejnotami", dbajmy o nie tak, jak na to zasługują.
Według mnie tak, na szczęście wszystko to się zmienia
OdpowiedzUsuń